25 sierpnia 2014

Recenzja: Harigane Service

Główny bohater. Wycinek z mangi.
Grupa Perfect Copy rozpoczęła tłumaczenie nowej mangi, w związku podjęciem przez Waneko decyzji o wydawaniu Kuroko no Basket. Człowiek jak to człowiek, z jednej strony się cieszy, z drugiej martwi. Wydawnictwo nie jest niczym świeżutkim na rynku, sama mam jeden tomik  Yami no Matsuei, więc wiem z czym mam do czynienia. Nie zamawiam pre-orderów. Powód? Jasny jak słońce - pieniądze, a raczej ich permanentny brak. Manga ma być wydawana co półtorej miesiąca. Jeśli empik nie podniesie zbyt wysoko marży diametralnie, to będzie okej. Do trzydziestu złotych mogę zapłacić. Chyba, że studia więcej mnie wyniosą...

Zaznaczam, że pojawią się spoilery.

Przechodząc do meritum postu. Przetłumaczono dziesięć rozdziałów japońskiego komiksu o siatkówce... Moja pierwsza reakcja nie była żywiołowa, wręcz przeciwnie, od razu pojawił się jęk niezadowolenia. Siatkówka jako sport jest najmniej kontaktowy, to oznacza, że też najmniej brutalną grą zespołową. Najczęściej można oberwać, kiedy gracz serwuje potężną siłą wprost na ciebie lub dwoje bądź więcej osób, rzuci się na piłkę w celu odbicia na pole przeciwnika. To zupełnie coś w nie moim stylu. Sama mam słabe ręce i jedynie co mi wychodziło to zazwyczaj serwy i czasami fartem coś przebiłam. Nawet zdarzały mi się wykonać coś a'la kiwki, jednak to był raczej przypadek niż wyrobiony ruch. Niejednokrotnie też oberwałam od piłki. Raz skończyło się szramą na nosie, ale wtedy nie powinnam przebywać w ogóle na boisku, byłam dopiero co po wyjściu ze szpitala. Notabene, zawsze wybierano mnie jaką ostatnią, co mnie nie dziwi, jako gracz jestem słaba w tym sporcie. Szkoda, że przekładało się to na inne... Siatka zdecydowanie dominowała i uwłaczała mi nie raz godności. Po prostu nie znoszę tej gry drużynowej. Nic dziwnego, że z początku przesiąkł moje ciało rozgoryczenie i gniew. Jednak niesprawiedliwością byłoby skreślenie mangi po nieprzeczytaniu jej. Jawne znieważenie pracy ekipy Perfect Copy.

Ściągnęłam bez większych problemów dziesiątkę sprezentowanych rozdziałów. Po chwili już wiedziałam, że mam do czynienia z typową manga dla chłopców. Z resztą nie dziwne jest to, że popularne są sportówki z facetami? Mangi z reguły maja przewidywalny schemat. Krzyczcie, hejcijcie, ale i tak wiem, że mam rację. Wszystko bazuje na określonych kanonach. Romanse, dramaty i inne maja pewien szyk. Oczywiście są tacy co chcą za wszelką cenne złamać żelazne zasady z reguły ich nie znając... Często taki błąd pojawia się w opowiadaniach, ale czy manga nie opowiada jakieś historii? Zamiast długich opisów mamy obrazki, które zastępują zdania na temat wyglądu czy akcji. Jak na razie nie poczułam, aby jakaś znana mi konwencja upadła.

Przechodząc w końcu do oceny fabuły, muszę powiedzieć, że padnie na pewno parę porównań względem Kuroko. Pewne różnice jest łatwiej zauważyć po zestawieniu o podobnej tematyce tworów. Co prawda dotyczą innych sportów, ale uwierzcie niektóre zachowania i motywy są bardzo podobne albo nawet wręcz takie same.

Początek jest naprawdę słaby... Dwie pierwsze kolorowe strony są intrygujące. Przedstawiają dużo starszą osobę, która przyklękuję do  płaczącego gimnazjalisty i pyta czy chciał tak zagrać. Ciekawi co nie, chociaż  beksy z reguły odstraszają tak na dzień dobry? Jednak kolejne strony, już czarno-białe, nie powalają. Mamy przedstawionego tego samego nastolatka, który prezentuję się przed licealnym team szkoły Toyose. Jest przerażony, zestresowany. Czuję, że nie powinno go tam być... No nie wiem czy powinno tak eksponować głównego bohatera w taki sposób. Mnie to odstrasza. Shimodaira Kanna (tutaj padnie wulgaryzm) jest cholernie trudnym nazwiskiem do wymówienia. Jak dla mnie jest nie do zapamiętania. W Kuroko bazuję się przeważnie na prostych połączeniach, natomiast w tej mandze nie zapamiętałam żadnego nazwiska czy imienia... A czy to nie powinno być chwytliwe, aby czytelnik zapamiętał? Patrząc z drugiej strony manga jest z myślą o Japończykach. Nie wiem czy dla nich jest to jedno z trudniejszych połączeń kanji w wymowie, więc tutaj nie mogę postawić krzyżyka tylko przez to, że jestem Polką i czytam tekst w języku polskim. Według folderu z rozdziałem pierwszym na obrazie szóstym, dowiadujemy się jaką pozycję ma bohater. Tak na prawdę po kondensowaniu opinii pozostałych uczniów i notki dostajemy informację, że Kanna (imię jest o wiele prostsze więc będę go używać) tak na prawdę nie był  pierwszym składzie. Służył natomiast jako krytyczny zagrywający, czyli w sytuacji, kiedy drużyna nie ma wyjścia taki zawodnik wychodzi tylko aby strzelać zagrywkami tak, aby nikt ich nie odebrał. Słabo brzmi. Starsi poddają to wątpliwość. Sądzę, że czytelnik też traci wiarę w Kannę, przynajmniej u mnie tak jest, jeśli nie, to chyba czytelniku rzucona na ciebie jakiś czar albo piłeś, jadłeś czy brałeś coś szkodliwego, co zamazało ci rzeczywisty odbiór sytuacji, albo po prostu przyjmujesz wszystko jak leci... W sumie są czytelnicy i czytelnicy, więc się nie zdziwię jeśli pojawi się inna ocena. Gusta są różne i każdy jest inaczej wyrobiony pod tym względem czytania, ale niektóre rzeczy są oczywiste. Nie zaprzeczajmy temu.
Przechodząc dalej poznajemy trzech kolejnych typków z znanych gimnazjów, które wysoko plasowały się w klasyfikacji. Pierwszy z szeregu wychodzi Mashira Jouji (nie ma szans ani imię ani nazwisko do zapamiętania...) na pozycji skrzydłowego. Jak przejdę do jego wyglądu to się uśmiejecie... Kolejny przedstawia się jak Matsukata Ibuki ( o imię wymowie). Pozycja? Rozgrywający. Na koniec libero - Kaneda Susumu (wyjątek od reguły). Po przedstawieniu się, rekruci przechodzą do treningu, gdzie oczywiście prezentują swoje możliwości. Kanna wypada bardzo słabo przy rówieśnikach, którzy wręcz błyszczą. Trener Yamagata po krótkiej obserwacji decyduję o indywidualnym treningu dla naszego bohatera. Kanna jest już w przekonaniu, że jest na przegranej pozycji, bo musi walczyć o miejsce w składzie. Przy okazji krytyczne uwagi padają z ust starszaków jak i rówieśników. Koleżka nie ma lekko. Przy okazji trójka uzdolnionych pierwszaków odpowiada na ważne pytanie i opowiada co zachęciło ich do wybrania tej placówki (jest publiczna, czyt. gorzej zorganizowana). Zdradzają, że przyczyną jest trener i obejrzany mecz.
Po krótkiej wymianie zdań o tym, gdzie jest miejsce pierwszaków, mija dzień. Rano przychodzi uzdolniona trójca i Kanna... co ich zaskakuję. po rozłożeniu siatki postanawiając zagrać, jednak po chwili zbierają myśli do kupy i stwierdzają, że przy możliwościach Kanny nie ma szans. Postawiają na samo ćwiczenie w przebiegu: Kanna zagrywka, Kaneda przyjmuje, Ibuki wystawia, a Mashira atakuje. Idzie im to idealnie, aż w końcu Kaneda nie wytrzymuje i drze się, ze Kanna niczym maszyna zagrywa w to samo miejsce... I tak go wyzywa na swoisty pojedynek i wtedy poznajemy moc Kanny...To na prawdę nie jest byle co. Później sprowokowany Kanna opowiada, że w ostatnim meczu w gimnazjum spotkał trenera Yamagate, który oglądał mecz i zaprasza na obejrzenie treningu drużyny, którą prowadzi. Dziwi to nasza trójce, która dowiedziała się, że ich mentor zdecydowanie nie jest za lizaniem czterech liter. Na tym kończy się pierwszy rozdział.
Informacji jest wiele. Niby nazwisk niezbyt wiele do zapamiętania, ale to niestety dochodzi w sporej liczbie. Jak mówiła schemat wytarty. Zaczynamy od kogoś, kto ma niską samoocenę, ale posiada niebywały talent. To odpycha przez fakt, że ciągle powtarza się ten frazes... Mamy na pewno zagwarantowana ewolucję gracza, który z gąsienicy przeistoczy się w motyla, niekoniecznie pożytecznego. Wszystko zależy jak dalej potoczą się losy. Chociaż liczę na standard- postępy, wytrwały trening i wiara kolegów i współpraca między nimi. Odgrzewany kotlet.
Kolejne rozdziały nie są jakieś szczególnie wciągające. Obecne tłumaczenie kończy się na walce o numer koszulek. Nie było jakiś szczególnie zabawnych momentów. Obecnie fabuła jest w mojej ocenie średnia.

Przechodząc stricte do rysunków to ma swoje plusy i minusy. Zacznę od gorszych. Brak realizmu postaci i podobieństwo do Kuroko (?). Ibuki wygląda jak Izuki. Kanada, w sumie ciężko określić, ale pazerny blondyn o głupkowato krągłej twarzy nie trafia w mój gust. I szczególny przypadek- Mashira. Nie dość, ze skrzydłowy to jeszcze wrednie przypomina Aomine Daikiego z Kuroko. Jest śniady, ma olbrzymią czuprynę, wysoki i plaster na nosie i ma elfie uszy.... Kanna przypomina Furi z Kuroko, ale w innych kolorach. Plusem kreski jest, ze postacie nie są przekokszone, co w Kuroko było permanentne, ale realizmu i nie zastąpisz... W dodatku postacie różnią się nie tylko kolorem i co ważne, również są postacie najnormalniej brzydkie.

Podchodzę bardzo sceptycznie do tej serii. Możesz mieć oczywiście swoje zdanie, ale czy moje oznacza to, że jest bezpodstawne?

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia