16 listopada 2014

Ponad 2000! A tu puk i stuk...


Pełne skupienie.
Wycinek z mangi
Witam was. Nie mam nic cennego do zaoferowania, oprócz zmarnowanie wam cennego czasu. Kocham wprowadzać was w swój smutny świat, który jest otoczony z każdej strony czarną wizją doczesnego i przyszłego świata.

Jako szara eminencja na tym padole, włóczę się po wielkich połaciach niezmierzonych ziem, by w końcu odkryć, że na końcu nie ma nic. Pusto i ciemno.
Przyznaje się przed wami czytelnicy. Grzeszę jak każdy z was tutaj obecnych. Jeśli jest tu czysty niczym łza, niech pierwszy rzuci kamień w człowieka, który upodlił siebie i nie tylko.

Szczerze, to pisze tą notkę na raty. Leci jak krew z nosa. Dla ogólnej informacji, na blogu mam już ponad dwa tysiące wejść. Nie jestem zbyt wymagająca wobec was. Większość trafiła tu przez przypadek szukając czegoś, czy też z prośby przeczytania jakieś notki przez znajomych. Normalna rzecz. Ciesze się, że tu jesteście. Wcale nie musicie.

Dwa. Powiem coś o pieniądzu. Ponoć szczęścia nie daję, ale bardzo ułatwia życie. Wcześniej nie przejmowałam się niby, dopóki żołądek nie wołał "pomoc" swoją nieopisaną pustką. Teraz wszystko się zmienia. Potrzeby rosną jak szalone, ale stagnacja wypłaty rodziców, na których koszt żyje nie rośnie, a życie po chamsku drożeje. Tutaj się pojawia dylemat rzędu "Co robić?". Opcji mam niewiele. Studia ograniczają mi znacząco możliwość pracy w najlepiej opłacany czas. Prace weekendowe? Nie słyszałam zbyt wielu rozwiązań. Znaczy nie jestem wybredna, ale naprawdę ciężko, by mi się pracowało nawet w tym zakichanym McDonald ze świadomością otaczającego mnie jedzenia. Nie ważne jak bardzo jest śmieciowe. Przyznaję, że miałam okazję dobrać się do fajnej oferty, nie jakoś super płatnej, ale zawsze coś, top schrzaniłam po całości. Nawet nie przygotowałam się na testy, a co dopiero o ciągu dalszym mówić. Fakt, że jest ze mnie urodzony leń też nie pomaga. Jednak to nie tak, że nie chce nic robić w życiu, wręcz przeciwnie. To absurdalne, ale w środku czuje opór. Nie znoszę myśli o zaharowaniu się jak dziki osioł, mają świadomość, że nic tak naprawdę to nie dało. Ta kwestia najprawdopodobniej wzbudza we mnie największy lęk. Nie każdy zostanie milionerem i polubi swoją pracę. Możliwe, że znajdę się w tej grupie, chociaż po cichu liczę, że nie. Sceptyczna strona moja osobowości, wręcz potwierdza najgorsze wizję. Wcale mnie to nie bawi czy nakręca. Raczej przeraża własna bezradność w obliczu takiego wyzwania. To chyba określa się mianem dorosłości.

A co wy myślicie na ten temat? Sami macie podobne rozterki? Piszcie chętnie wdrążę się w dyskusję na ten temat!

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia