30 grudnia 2014

W niebycie.

Tigi, tigi. xD Linkacz
Mogę u siebie już zaobserwować pierwsze znaki pseudo depresji związana ze zmęczeniem, chociażby fakt, że mam ochotę zrezygnować ze wszystkiego. Dobre czy nie, w gruncie rzeczy nie ma to obecnie znaczenia. Co raz częściej zapominam o ważnych rzeczach dla mnie, błędnie kalkując następne posunięcia. Mrużę oczy i tracę świat z widoku. Kilka sekund i człowieka nie ma w tym miejscu, którym stał, niczym na posterunku. Wszystko się rozmywają w jedną, bezbarwną maź. Nie wiem jak czują się inni. Za to doskonale zdaję sobie sprawę, co za tym ciągnie.

I znów piszę na raty! To takie męczące... Święta minęły w awanturze, przekrzykiwaniu wzajemnym i durnych życzeniach typu "połamania nóg". Rychło przed świąteczna impreza na wielu grupach pojawiły się tematy, czy ateista powinien obchodzić Boże Narodzenie. Dużo komentarzy było zniesmaczony faktem, że osoba niewierząca może pojawić się w kościele. Kwestia jest taka, że to tradycja. Chrześcijańska, to fakt. Jednak wpisała się na stałe w życie wielu Polaków. Ludzie niekoniecznie kojarzą te święta z religią, bardziej przypomina jedną wielką komercją z specyficznym nastrojem, który jest niepowtarzalny. W moim wypadku jednak zanikającym. Wcale wrażenia by nie zrobiło na mnie fakt, ze świąt nie ma. Wiele przymiotów tych corocznych wydarzeń zamarło w moim życiu. Pomijam już fakt nie goszczenia mojej osoby w kościele, ale nawet nie robi wrażenia fakt, że stajemy się "milsi", bo niestety to wszystko jest okryte fałszem. Na przykład było to widać w sejmie, chociaż to może słabe porównanie, bo czego można się spodziewać po kłamcach. Również przyjmuję jako opcję, że ateiści mogą być zmuszani przez swoje rodziny. Jak już wspomniałam, gdyby nie rodzina wcale świąt by nie było w moim domu. Najpewniej nie zwróciłabym uwagi, ze coś się dzieję. Przyznaje, ignorancji czasem tak mają. Proste. Nie można też wykluczyć opcji szantażu... Nie mówię, że nie panuje hipokryzja. Nawet powiem więcej, pewnie jest w większości, ale czy ciebie chrześcijaninie daje pozwolenie na zaglądanie ludziom w garki czy gotują barszcz? I tu mamy konflikt.  Wścibianie nosa w nieswoje sprawy zawsze będzie na przysłowiowym propsie.

Pomijając już ten fakt, to jeszcze wspomnę wam o pewnej grupce. Poznałam kilka osób, stosunkowo przypadkiem w pewnej grupie. Jako, że nie chcieliśmy ograniczać się do słowa pisanego, to założyliśmy kanał na teamspeaku. W sumie pewnie szybko opuściłabym to grono, gdyby nie pewne wydarzenie. Pewien yt wlazł nam na kanał i prosto z mostu powiedział nam, że pozwie nas za to że ksywka jest w nazwie kanału... Potem nakręciła się spirala, hejtu, przekręcania rzeczywistości, hipokryzji, przekłamań. W konsekwencji wyszło jak zwykle. Człowiek to kurwa. Pozostał hejt i to nas w sumie połączyło. Teraz marnujemy czas wyzywając, grając, śmiejąc się czy hejcąc. Świetni ludzie, nie żałuję, że tak się potoczyło.

Jeszcze dwie, krótkie recenzję "Tajemnica rezydencji Chimneys" i "Tajemnica Błękitnego Expressu".

Pierwszy tytuł to powrót na stare śmieci. Lord Caterhem, Bundle, niezastąpiony Billy czy też nasz ukochany inspektor Battle. Pojawiają się nowe twarze. Anthony czy Virgina i historia z morderstwem, poszukiwaniem kamieni, z rodziną królewską. Są elementy stare i wręcz powtarzalne w historiach Agaty Christie, ale za każdym razem jednak historia jest inna i wcale nie sprawia odgrzewanej. Jak to mówią "nic się dwa razy tak samo nie zdarza" - to świetnie opisuję moje przemyślenia co do twórczości p. Agaty. Większości powieści jakąś przyczyną były kamienie szlachetne, ale nigdy nie były tak na prawdę tematem przewodnim. Czytając kolejny twór umysłu tej autorki, czyli o podróży Błękitnego Ekspresu, miałam wrażenie, że poznaję zakamarki ludzkiego umysłu. Jego prostotę jak i skomplikowane działanie. Na czarno-białe postacie jak i te o różnych odcieniach szarości. Zdecydowanie to jest coś w co chce brnąć dalej. Sprawia mi niezwykłą radość odkrywanie pozornie banalnych spraw. Zdecydowanie polecam!

Czas spać.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia