29 marca 2015

Mój błąd jest wielopoziomowy panie psorze

Obie wiemy, że jak znów na ciebie spojrzę to nic się nie zmieni. Linkacz
Świat ostatnio zmaga się z ponurą pogodą. Odcienie szarości panują niestety w moim życiu. Powróciłam do swojego zwykłego stanu, gdzie wszystko traci znaczenie i nic się nie liczy. Po serii zwycięstw nad swoimi problemami, solenie obiecałam sobie, że postaram się niczego nie schrzanić. Z nadzieją w sercu byłam pozytywnie nastawiona do mojej obecnej sytuacji. Jednak po wzlotach muszą być upadki. W czwartek zaliczyłam dosyć spektakularny. Zazwyczaj jak się pogrążałam w letargu to proces ten był czymś w rodzaju spadku swobodnego, a tym razem gruchnęłam jakby połamali mi skrzydła w trakcie lotu. 

Z drugiej strony nie byłam kompletnie przygotowana na sytuację w jakiej się znalazłam. Mianowicie podczas zajęć w bytomskim szpitalu, na pediatrii mieliśmy prelekcję. Jako, że byłam dosyć senna i próbując nie zasnąć przeglądałam facebooka na tablecie. Wydaje mi się, że nie niosła żadnej krzywdy pozostałym uczestnikom, dlatego poczułam się pewnie i niestety to przeświadczenie mnie zgubiło. Pogrążona w lekturze postów politycznych, nie zareagowałam, kiedy prowadzący wręcz doskoczył do mnie i spojrzał na wyświetlacz tabletu. Nie znoszę jak ktoś mi patrzy przez ramie. Jedyne co zrobiłam to mimowolnie nacisnęłam minimalizację programu, ale niestety mój powolny sprzęt nie zareagował odpowiednio szybko. W ten sposób wyrzucono mnie z mini-wykładu. Konsekwencją będzie za pewne zaliczenie tematu u pani profesor, która potrafi skutecznie utrudnić studentowi życie pytaniami niezawartymi w danym temacie.

Ta sytuacja skłoniła mnie do przemyśleń. Moje zachowanie nie było kryształowe, to określmy jasno, ale czy tak przesadna reakcja była słuszna? W mojej ocenie nie do końca. Oczywiście to spostrzeżenie jest nieobiektywne jako osoby winnej. To nie pierwszy raz, kiedy korzystałam z tabletu na zajęciach i wcale nie musiałam się z tym kryć. Poprzednio ani razu nie spotkałam się z konsekwencjami. Dlatego poczułam się swobodnie, a tutaj takie zaskoczenie. Nie do końca rozumiem motywacji lekarza, który prezentował nam temat. Dokładnie tydzień temu robiłam to samo, w niespecjalnym ukryciu i jakoś nie musiałam zostać wyrzucona. Najprawdopodobniej zostałam po prostu niezauważona. Pytanie jakie mnie trapi to na ile można sobie pozwolić. 

Oczywistym jest, że na pewno nie byłam jedyną osobą, która nie uważała. Niejednokrotnie widziałam jak korzysta się z telefonów, czyta się książki, a niekoniecznie zwraca się uwagę na słowa mówcy. W pewien sposób może zostać to uznane za lekceważenie, ale przecież nie istnieje taka sala słuchaczy, która słucha w stu procentach. Tym bardziej, że nie przeszkadzałam w sposób czynny, tylko absolutnie bierny. Nie pociągałam innych do nieuwagi. Chyba właśnie tutaj mierzi mnie najbardziej. Pamiętam, że poczułam się jak na jakieś pokazówce władzy, że wykładowca jest wyżej ode mnie i chce zaprezentować reszcie swoją siłę. Oprócz tej teorii przyszło mi na myśl, że mówca jest po prostu przewrażliwiony... Osobiście wolałabym dostać najpierw ostrzeżenie. Daje dziesięć złotych, których nie mam, że jeśli dotyczyło to osób gadających, czyli przeszkadzających czynnie, wpierw pogrożono im palcem.

Efekt takiego myślenia jest taki, że z mojej perspektywy zostałam potraktowana jak dzieciak i to jeszcze taki, który nie może się zrehabilitować, więc podsumowując, najbardziej sobie pluje w twarz, potem w kolejności na przemawiającego, a na końcu na panią profesor, z którą będą musiała się zmierzyć na temat wrodzonych wad serca, czyli gorzej być nie mogło.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia