31 maja 2015

Chce i nie chce i nie ma ciebie, czyli kiedy samotność staje się kochankiem

W istocie jest to śmieszne, jak i prawdziwe Linkacz
Pogoda coś nie chce się unormować. Maj się kończy, bzy przekwitły, a ciągle mrozi. Paradoks, że w kwietniu spokojnie mogłam wychodzić z domu w samej i to cienkiej bluzie, a we wtorek zostałam zmuszona do założenia bezrękawnika, bo deszcz ciął w mój grzbiet niemiłosiernie. Jeszcze niech się okaże taki czerwiec, to chyba mogę czuć pewne zobowiązanie do pochlastania swojej ręki masłem. Potem przypuszczalnie wam po marudzę, że w lecie jest tak gorąco oraz poinformuje o fakcie zostania człowiekiem sucharem. Pogodę obgadaliśmy niczym starsze babcie na ławeczce czy w okolicach trzepaka, całą okolice. Co zaś tyczy się mojej obecnej sytuacji, to wyrównała się w niesamowity dla mnie sposób. Jak zwykle przewrotny los zaskakuje mnie swoimi darami czy karami. Może w nagrodę wyjdę z tego wszystkiego obroną ręką? Nie wiem co miało być powodem takiej szczodrości, ot taka zachcianka życiowa.

Kończąc definitywnie przynudzanie, chciałabym przejść do źródła powstania dzisiejszego tematu. Otóż chodzi o postaci prezentowane w cyklu wiedźmińskim Andrzeja Sapkowskiego. Do refleksji najbardziej pchnęła piosenka zaprezentowana grze "Wiedźmin 3 Dziki Gon", która miała już premierę z ponad tydzień temu. Nie mam zamiaru analizować dokładnie relacji Yennefer i Geralta. To kwestia emocji, które zostały poruszone w mojej skale, bo nie mam zaprawdę pojęcia jak inaczej można nazwać serce człowieka drwiącego ze wszystkiego i pogardzającego życiem. Mimo wszystko i zdarzają się takie bezpretensjonalne sytuację oraz czas, kiedy popada się zadumę zastanawiając się nad własnym życiem. Wspominając własne występki i zmarnowane szanse. Nie żeby z moją aparycja było z czym szaleć, bez przesady. 

Przechodząc jednak do meritum. Ten utwór muzyczny wzbudził swego rodzaju zazdrość. Jako osobnik najwięcej przebywający w towarzystwie laptopa czy książki oraz niezawodnej ściany i sufitu, który jest zlokalizowany nisko z powodu mieszkania na poddaszu. Tak to sobie przebywam w norze ignorując otoczenie zawierające się w piętrach z lokowanych poniżej, co irytuje szczególnie mojego ojca. Jako, że sprawiam osoby raczej nieżywej i mało zainteresowanej egzystencją, warto zaznaczyć również brak zajęcia się własnym bytem, co powoduje nieraz agresywne zachowanie moich rodzicieli. Przykładowo moja zdolność do niepojawiania się cały dzień. Zasadniczo można mnie spotkać w trakcie posiłków i załatwiania spraw fizjologicznych. Zostałam niejednokrotnie porównana to do cienia czy nietoperza, który swoją obecność ogłasza po przez pozostawione okruszki czy znikającą szynkę.

Nie będę kłamać. Dobrze mi z tym. Moja niska tolerancja do wtrącania się w to co robię czy próby ustawiania mnie do pionu kończą się awanturą. Na przestrzeni lat wysnułam wniosek, że lepiej zniknąć niż prowadzić do burzliwych dyskusji, zrywając tym samym metkę awanturnika, która rzeczywiście powoli wygasa, chociaż ostatnio skutecznie mnie prowokuje, ale nie o tym dzisiaj.
Przy takim, nazwijmy to umownie, sposobu na życie raczej poznaje się smak samotności niż paraduje się w otoczeniu tłumów, za którymi przy okazji nie przepadam zbytnio. Moim zdaniem człowiek może stać się samotną wyspą. Nawet wydaje mi się, że sukcesywnie zaczynam przechodzić na ten poziom lecz nadal istnieją czynniki zewnętrzne zmuszające mnie do przebywania z innymi jednostkami. Przykładami chociażby są studia czy dom. Po tym pierwszym mogę zaobserwować już jakąś niechęć do mnie, na co się spokojnie godzę. Trochę żałosnym byłoby ubieganie się o względy grupy, która cie już na jakimś poziomie skreśliła. Utrudnia to komunikacje, ale nawet jest znośnie. Kwestii spraw rodzinnych nadmieniałam niejednokrotnie w pozostałych postach i wnioski pozostawiam całkowicie wam Drodzy Czytelnicy.

Zasadniczym utrapieniem dla mnie jest swego rodzaju tęsknota za drugą osobą. Następuję to co jakiś czas, ale co raz rzadziej. Tylko potrzeba bodźca i właśnie się pojawił w postaci piosenki. Pewną trudność sprawia mi fakt, że mam świadomość zasady ograniczonego zaufania. Efektem jest blokowanie w sobie emocji. Jakoś unikam zawierania nowych relacji między ludzkim, a lokuje je po przez przedmioty. Są czymś materialnym, co mogę mieć w dłoni i nie ucieknie oraz posiada niezastąpioną zaletę.
Milczy

Złota myśl, która potwierdza ostatnio słuszność na każdym kroku okazuje się środkiem z efektami ubocznymi. Kumulowanie w sobie odczuć odbija się negatywnie na zdrowiu czy samopoczuciu, jednak ma swoiste plusy pozwalające na chłodną analizę, zdystansowanie się i zamyślenia, by doprowadzić do korzystnego konsensusu. Wybuchy niepohamowanej złości czy wręcz wyżywania się na osobie, która przypadkiem została wychwycona przez sokoli wzrok pojawiają się, a jakże mogło być inaczej. Okres potrzebowania osobników gatunku ludzkiego jest dla mnie męczący i zazwyczaj przemija w jednakowy sposób i dochodzę do identycznych wniosków, że w istocie nie czuję potrzeby przebywania z drugim człowiekiem. Zmuszają mnie do tego pośrednio czynniki, na które wpływu nie mam, ale chyba zręcznie je omijam na tyle, by ograniczyć kontakty do minimum potrzebny mojej osobie, jak i pozostałym.

Może ta forma sprawia nieludzkiej, nie mniej jednak jest wygodna. Samotność jako ucieleśnienie osoby nie będzie sprawiać problemu rzędu brudnego zlewu, nie będzie krzyczeć czy irytować. Szkoda, że nigdy nic nie odpowie, a przecież człowiek lubi, kiedy schlebia się mu, co łechta jego ego. Przyjemnie dla ucha brzmią pochlebstwa, jednak cisza jest bezkompromisowa w tym zakresie i nie pozostawia złudzeń. W moim przypadku pozostają głupkowate wizje przedstawiające alternatywną rzeczywistość, ale już z inną osobowością i różniącym się od obecnego środowiska, otoczeniem. Niektórzy na siłę brną w błoto w poszukiwaniu tej jedynej osoby, która nada sens życiu. Ja pozostawiam to we władzy tylko mojej wyobraźni.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia