Mrug, mrug. Linkacz |
Senność nie pozwoli ci na nic. Wszystko stanie się obojętne, bez wyrazu. Ścieżki się zacierają. Patrząc za siebie, nie widzimy już nawet własnych śladów. Tak obecnie wygląda to u mnie. Ciągłe znużenie i igranie na krawędzi. Ze śmiercią też tańczę, na jej zasadach, ale ta nie chce mi być wierną partnerką i ignoruje mnie dosyć skutecznie. Jednak nie zapomina.
Wbrew pozorom, rzecz jest poważna. Nawet już nie wypominam o egzaminach poprawkowych, które przebyłam w mękach, a jeszcze i tak nie wyszłam na zero. Również nie biorę pod uwagę mojego postrzegania świata, jako nędznej kreatury. Tu chodzi o ciągłe bóle głowy. Brak ochoty do podnoszenia się z łóżka i siarczyste przekleństwa pod nosem. Też nie chodzi o praktyki, które chociaż porządnie zmęczyły i napsuły krwi z pewnych powodów, to jednak nie powodują absolutnej pustki w głowie.
Zastanawiałam się skąd bierze się przyczyna tej ospałości. Niskie ciśnienie. Bardzo niskie. Według obecnych standardów, optymalne wyniki ciśnienia tętniczego powinny wynosić poniżej stu dwudziestu skurczowego, a osiemdziesiąt rozkurczowego. Oczywiście fakt, że macie powyżej nie oznacza nadciśnienia od razu.
Tyle, że u mnie skurczowe jest rzędu tych osiemdziesięciu, zaś ostatni ton serca jest osiągany przy sześćdziesięciu. Takie rezultaty są normalne przy dziadkach, którzy ciągle przebywa w łóżku. Poza tym, aby było zabawniej, zrobiłam ciut przed pomiarem wysiłek. Co prawda niezbyt wielkim, bo czym jest zbieganie po schodach, jednak to rodzi obawy, że w absolutnym spoczynku ciśnienie może okazać się jeszcze niższe.
Co dziwne sam fakt, takich osiągów nie jest z siebie niebezpieczny, jak skrajna opcja w drugą stronę, Chociaż kto wie, co się stanie jak nagle wyląduje głową prosto w podłogę?
W sumie to powinnam się walnąć głową w mur. Może ujrzałabym w końcu jakieś białe światełko w tunelu, a nie czuć lepkie macki, chcące wciągnąć mnie an samo dno.
Tak, to moja wina. I tylko moja.
Pozdrawiam i zostawiam was z tą fatalną notką.