17 czerwca 2018

Zimna wojna jest gorąca


Ponoć od czwartku mają wrócić upały, już wiem, że nie chce mi się żyć z tego tytułu. A tak poza tym w piątek miałam urodziny i z tej okazji postanowiłam zobaczyć film na kinowym ekranie, nie byle jaki, ale o tym za chwile. W sumie dawno nie byłam na seansie w nastrojowej sali. Ostatnio byłam na Sali samobójców jak dobrze pamiętam. Trochę wody upłynęło, aż postanowiłam sama za sobą celebrować dzień urodzin z wyświetlającym się obrazem.

Tak, byłam na filmie "Zimna wojna" reżyserii Pawlikowskiego. Wybrałam godzinę jak najbardziej wczesną aby uniknąć tłumów. Z rozpiski miały być dwie pary i ja, jednakże dołączyła też starsza para, czyli w sumie siedem osób. Niezbyt imponujące lecz pomogło to skupić się na istocie wydarzenia czyli filmie. Szczęśliwie nikt nie chrupał żarciem. Uważam, że było by to w złym guście. Ja osobiście nieco chrzaniłam, bo zjadłam biedackie śniadanie i trochę zaczęło mi burczeć w brzuchu. Szczęśliwie sytuacje opanowałam.

A w ogóle skandalem jest to, iż dwadzieścia pięć minut trwały reklamy, które wręcz ryczały!

Już, już przechodzę do recenzji. Chociaż pamiętajcie - z filmem czuje się gorzej niż książką.
Poza tym cholera to nie Filmawka.

Historia jest prosta. Mamy dwójkę ludzi, którzy się kochają, ale nie potrafią do siebie dotrzeć przez strach, różnice charakterów czy coś tam jeszcze, jak to w życiu. Jeszcze komunizm w tle. Kompozytor i śpiewaczka, tancerka, prawie zabójczyni z wyrokiem.
Komunistyczna Polska, Berlin, ucieczka o Paryża, Jugosławia, znowu Paryż i prosto do Polski z powrotem.
Ich miłość jest toksyczna. Niszczy jednego i drugiego, ale wiedzą że bez siebie nie mogą żyć.
W sumie ten film oprócz wydźwięku spodobał mi się technicznie.
Szczególnie przejścia były proste, chaps - ciemny ekran- następna scena. Wszystko proste, lecz w jakiś sposób eteryczne.
I najlepsze muzyka i cisza. Najlepiej zagrany duet. Sceny, kiedy Mazurek występuje pojawia się uśmiech na twarzy, ale jesteśmy wyprostowani i słuchamy. Zaś jazz powodu ruch nogi i razem z aktorką chcielibyśmy zatańczyć w tym dusznym paryskim klubie.
A potem następuje rozczarowanie, żal, ból i koniec, bardzo wymowny i przerażający, bo jest z miłości.

Nie bądźcie debilami idźcie do kina.



Brak komentarzy

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.

Copyright © Szablon wykonany przez Blonparia